Mędrkowie na straży, czyli co dalej z grami planszowymi?

mędrekPo ukazaniu się tekstu „Do przyjaciół recenzentów” (część 1, część 2) na blogu Fabryki Gier Historycznych, Gnom powiedział: Oho, zaczyna się to samo co z RPG-ami. Świat gier fabularnych nigdy specjalnie mnie nie interesował, także nie śledziłam rodzących się na tym polu konfliktów. W miarę uczestniczenia (do tej pory biernego) w dyskusji, która została rozpoczęta przez Adama Kwapińskiego wspomnianym powyżej tekstem, zaczynam rozumieć, o co Gnomowi chodziło. Jaskrawość tej analogii budzi moją trwogę, gdyż lada chwila mogę zostać wykluczona, a raczej sama siebie wykluczyć. Nie jestem specjalistą. Nie jestem wydawcą. Nie jestem czynnym członkiem klubu fantastyki. Czas umierać, bo nadchodzi epoka mędrków, a ja prawdopodobnie leżę zakneblowana w worku razem z tymi, którzy „tylko streszczają zasady i to dosyć nieudolnie”.

Specjaliści dla specjalistów

Nieco zgryźliwie zastanawiam się, jaki jest sens pisania tekstów specjalistycznych o grach planszowych, w których karton zostanie nazwany kartonem, a tektura prawidłowo tekturą, przy jednoczesnym założeniu, że to przyciągnie do światka planszówkowego nowych miłośników tej rozrywki. Słowo „rozrywka” zostało użyte przeze mnie nieprzypadkowo. Ba, nieprzypadkowo w połączeniu właśnie z grami planszowymi. Odnoszę wrażenie, że autor „Do przyjaciół recenzentów” wyjątkowo stroni od takiej klasyfikacji gier planszowych (mimo że takie określenie pada pod koniec 2 części jego tekstu), a łączy je raczej z profesjonalizmem. Profesjonalizmem, który mnie przeraża. „Albo wszystko, albo nic” – albo będzie idealnie (zrecenzujesz grę po kilkudziesięciu partiach; jeżeli już masz zamiar więcej pisać o samym wydaniu, nie pominiesz dokładnej nazwy tworzywa, z którego zostało coś wykonane, także zwracając uwagę na grubość kartonu; tekst będzie barwny, dowcipny, elokwentny i broń Boże nie będzie nosił znamion postmodernizmu, który przez to, że fragmentaryczny staje się równocześnie nie do przyjęcia), albo właściwie nie powinieneś pisać. Bo takich recenzji – bez polotu – podobno nikt nie przeczyta. Przyznam szczerze, że wybiorę recenzję bez polotu na stronę, która da mi jakieś pojęcie o danej grze, niżeli taką na stron pięć, która będzie miała wyjątkową formę, o czym się i tak nie przekonam, bo zwyczajnie nie będzie chciało mi się tego czytać. A tym bardziej, jeśli gry planszowe będą dla mnie zagadką i moim celem będzie na początek przekonanie się „z czym to się je”. Bądźcie czujni nowicjusze, bo napływa do nas nowa tendencja – specjaliści dla specjalistów, która niestety oznacza w konsekwencji hermetyczne środowisko, tak jak dzieje się to w przypadku fanów literatury fantastycznej. Być może nieprzypadkowo jedni i drudzy to często ci sami ludzie.

Banały i oczywistości

Jako że ostatecznie stoję w opozycji do poglądu Adama Kwapińskiego na temat gier planszowych i związanej z nimi działalności krytycznej, nie bez zadowolenia zwrócę uwagę, że większość tez autora to wytarte frazesy, oczywistości, po prostu ba-na-ły. Recenzja musi być rzetelna, recenzent musi mieć wiedzę na temat tego, o czym pisze, recenzja powinna być przemyślana i głęboka, argumenty powinny być konkretne i poparte przykładami… O’rly? Tymi tekstami można by wyściełać gabinety w niejednej redakcji, bo nie są one w żaden sposób związane bezpośrednio z tematyką gier planszowych, a wręcz chciałabym zobaczyć tych kilka blogów planszówkowych, których autorami są ludzie znający tylko 4 gry na krzyż, z czego trzy to chińczyk, brydż i szachy. (Bardzo chciałabym także przeczytać jeśli nie nazwy blogów, to cytaty z nich pochodzące. Zwłaszcza, że Adam Kwapiński sam zarzuca blogerom-recenzetom brak poparcia ich tez przykładami). Jestem wręcz zdania, że ludzie, którzy tworzą blogi recenzenckie poświęcone grom planszowym, to ludzie, którzy realizują swoją pasję, zainteresowanie, a być może chcą podzielić się z innymi, że odkryli coś nowego i to nowe jest fajne. Nie muszą przy tym być znawcami i działać w imię jakiejś wielkiej idei (nie jestem znawcą i nie działam w imię jakiejś wielkiej idei). Adamowi Kwapińskiemu niespecjalnie podoba się też nowa forma asertywności – to moja recenzja i może być w niej co tylko zechcę. Granicy w takiej źle pojętej wolności upatruje w błędach merytorycznych. Właściwie to jedyny ważny punkt, z którym muszę się zgodzić. Jeśli opis gry w recenzji zawiera błędy (zła liczba możliwych graczy, nieprawdziwe zasady) może zwyczajnie zniechęcić przed zakupem lub rozczarować po zakupie potencjalnych odbiorców. Mimo mojej zgody na brak tolerancji dla błędów merytorycznych nie jestem przychylnie nastawiona do ingerencji wydawcy w treść recenzji przed jej publikacją. Wydawco, jeśli masz jakieś uwagi – dodaj komentarz pod tekstem, a nie pchaj się na poletko twórcy. Recenzja to nie gra, która potrzebuje testerów. Potrzebuje odbiorców i jeśli ci stwierdzą, że dany autor jest nierzetelny najwyżej do niego nie wrócą. Jego strata.

Bezzasadny brak zasad

Według Adama Kwapińskiego tekst recenzencki nie powinien streszczać zasad gry, a same przytoczenie reguł z instrukcji musi być suche. Wierutna bzdura. Cenię sobie, jeśli ktoś zgrabnie i treściwie przytoczy mi to, co znajduje się w instrukcji gry. Niech nawet podeprze się jakimś tekścikiem ze strony sklepu planszówkowego, czy coś zacytuje bez przypisu – jeśli dzięki temu nie będę musiała przebrnąć przez 5,10,15 stron instrukcji przed zakupem gry, chwała mu za to. Ponadto jestem zdania, że przytoczenie zasad wcale nie musi być suche, nieśmieszne i napisane językiem encyklopedycznym. Jeśli ktoś jest suchy i nieśmieszny to owszem, takie będzie. Ale jeśli ktoś nie umie pisać, to się go po prostu nie czyta, a nie zabrania mu swobody wypowiedzi.

Pranie brudów

Bardzo nie podobał mi się zapowiedziany przez autora i wyczekiwany przez jego czytelników (patrz komentarze do części 1) akapit dotyczący Wookiego. Kontakty na linii recenzent-wydawca, ewentualne umowy tych dwu stron i konflikty, które rodzą się na tym polu powinny być omawiane oraz rozstrzygane tylko i wyłącznie przez nie. Publiczne pranie brudów to też brak szacunku, w tym wypadku do recenzenta, panie Adamie.

Narada mędrków a rozsądny głos w dyskusji

Po tekście Adama Kwapińskiego pojawiły się wypowiedzi na łamach różnych serwisów i blogów związanych z planszówkami, które nawiązują do „Do przyjaciół recenzentów”. Można by powiedzieć, że ten apel wywołał całkiem niezłe zamieszanie. Pierwszy odezwał się redaktor naczelny serwisu „Board Times” [klik!], który w końcowych kilku punktach całkiem celnie podsumowuje swoje stanowisko. Stanowisko można powiedzieć sensowne, choć uwaga o braku tolerancji dla błędów gramatycznych i stylistycznych jest nieco na wyrost, jeśli parę dni temu promujemy tekst, który zawiera rażącego byka – użycie bynajmniej zamiast przynajmniej. Po Mateuszu Kiszło odzywa się Błażej Kubacki, redaktor naczelny grybezpradu.pl [klik!]. Jego obszerny tekst zyskał sobie moją przychylność dzięki zdroworozsądkowemu podejściu. Dwa dni temu na blogu „Miejsce na krawędzi szeptu” pojawia się tekst „Kości zostały narzucone”. Jeśli z autorem „Do przyjaciół recenzentów” się tylko nie zgadzam, to czytając replikę Emila Strzeszewskiego mam ochotę krzyczeć i uderzać głową w mur. Mentorsko-mędrkowy tekst tego fascynata gier planszowych i nie zapomnijmy dodać: Rocznika 85. Urodzonego w święto niepodległości w Łomży. Obecnie krążącego między ukochaną Ostrołęką oraz Olsztynem. Doktoranta Instytutu Filozofii na UWM w Olsztynie (praca magisterska o tytule Ontologia światów fantastycznych). Nauczyciela. Bywa, że dziennikarza. Założyciela i niegdysiejszego redaktora naczelnego (obecnie zastępcy) e-zinu Creatio Fantastica, który debiutował literacko w Magazynie Fantastycznym, gdzie przez jakiś czas terminował jako publicysta. Tekstem Gliniany Golem zawędrował na łamy Fantastyki – Wydania Specjalnego. Publikował również w sieciowym Fahrenheicie oraz w antologii opowiadań City 1 wydawnictwa Forma. Jego prace aktualnie nie czekają na wydanie w żadnym wydawnictwie. Zdeklarowanego fajczarza oraz mięsożercy budzi mój sprzeciw. Jeśli środowisko gier planszowych będzie za kilka lat tak wyglądało i jeżeli będą reprezentować je głównie osoby, które tworzą sobie kółko wzajemnej adoracji (patrz komentarze), to ja dezerteruję. Zamykam się z pudłami w małym pokoju z Gnomem i kilkorgiem przyjaciół, i absolutnie nie chcę być częścią tej grupy. Czytając ten przeintelektualizowany tekst, nie dziwię się, że planszówkowicze są często z góry określani jako nerdy, dziwacy, mądrale albo nudziarze. Jeszcze gwoli wyjaśnienia – recenzja może przybierać bardzo różne formy, istnieje też coś takiego, jak recenzja informacyjna, nie każda musi zawierać postulaty i fragmenty oceniające na pierdyliard stron. A i jeszcze jedno. Porównanie streszczenia recenzji do zamieszczenia w tekście krytycznoliterackim fabuły książki jest wyjątkowo chybione.

Pragnę zaznaczyć…

że mam świadomość wejścia na ścieżkę wojenną, publikując ten tekst. Muszę jednakże dodać, że mam to gdzieś. Recenzje na blogu będą pojawiały się nadal i ich forma nie zostanie zmieniona (nawet jeśli Emil Strzeszewski nas nie czytuje), chyba, że razem z Gnomem uznamy, że chcemy coś ulepszyć, poprawić, jesteśmy znudzeni tym, co robiliśmy dotychczas. Na razie się tak nie stanie. Gry planszowe to dla mnie rozrywka (a zainteresowanie nimi nie oznacza dla mnie przynależności do elity), dobrze spędzony czas z ludźmi, przyjemne obcowanie z przedmiotem, oczekiwanie na paczkę od kuriera. To przede wszystkim granie, a nie wymądrzanie się na ich temat. Ten tekst jest wyjątkiem od reguły, chociaż wcale nie miałam zamiaru się wymądrzać. To pisałam ja – Shubgami, gracz, recenzent na blogu granapare.wordpress.com, community manager granapare.wordpress.com.

_______________________________________________________________________________________________________

Kilka słów od Gnoma:

Ode mnie krótko, bo tekst Shubgami jest owocem m.in. naszej dyskusji na ten temat, w związku z czym znajdują się w nim spostrzeżenia, z którymi w większości się zgadzam i poglądy, które raczej pokrywają się z moimi. Dodam jedynie, że totalnie niezrozumiałym jest dla mnie postulat o pisaniu długich i specjalistycznych… recenzji gier planszowych. Po pierwsze, to odbiorcy weryfikują, czy dana recenzja jest dobra czy nie. Nie ma czegoś takiego jak satysfakcjonująca wszystkich recenzja, bo€“ jedni wolą dłuższe, inni krótsze, a jeszcze inni patrzą tylko na ocenę końcową. Są tacy, którzy lubią czytać na czym dana gra polega, inni już to wiedzą i interesuje ich jedynie opinia. Niektórzy lubią porównania do innych tytułów, niektórzy się w nich gubią, bo zwyczajnie ich nie znają. Po drugie, odbiorcy gier planszowych to w większości nie specjaliści, siedzący godzinami na forach dyskusyjnych i blogach, analizujący wnikliwie wszystkie instrukcje, newsy i wypowiedzi. Zdecydowanie więcej jest jednak osób, które po prostu lubią grać i mają gdzieś, czy tektura to karton, czy jednak tektura. Po trzecie, jeżeli recenzje będą zwyczajnie złe, to nikt ich nie będzie czytał, a jeżeli będą nudne, kiepsko napisane albo nierzetelne, to rozczarowani odbiorcy nie wrócą już na bloga. A skoro tak, to nad czym tu drzeć szaty. Możemy się oczywiście łudzić, że dziesięciostronicowe recenzje specjalistyczne przeczyta więcej niż garstka osób. Tylko po co?

Bardzo nie spodobało mi się wywlekanie pewnych zgrzytów na linii FGH -€“ Wookie. Raz, że takie rzeczy powinno się załatwiać prywatnie, dwa, że sorry, ale bloger to nie jest piesek wydawcy, który musi recenzować, co dostanie i jeszcze wesoło merdać ogonem ze szczęścia. Jeżeli FGH zapłaciło za recenzję, albo Wookie otrzymał egzemplarz tylko pod warunkiem, że w ciągu kilku tygodni zrobi videocasta, to ok. Ale jeżeli nie, to jego sprawa, co zrobi z grą. Wydawnictwu zależy na promocji, blogerowi na recenzji najnowszych gier; każdy osiąga jakieś korzyści. Gdy któraś strona przestaje,€“ wystarczy zerwać współpracę. No kaman, jaki to koszt dla wydawcy, jeden egzemplarz gry? Tak swoją drogą, to warto zwrócić uwagę na fakt, że Wookie to najpopularniejszy,€“ czy się to komuś podoba, czy nie,€“ recenzent gier planszowych w Polsce, rozpoznawalny także poza planszówkowym światkiem. I to on może sobie pozwolić na dyktowanie warunków.

Chciałem jeszcze coś napisać o tekściku „Kości zostały narzucone”, ale właściwie szkoda mi czasu. Swoiste kuriozum, w którym Emil Strzeszewski wypowiada się na tematy, o których nie ma pojęcia, do czego się zresztą przyznaje, pisane z perspektywy nowego proroka gier planszowych. Życzę powodzenia w „Czasie Fantastyki”. Chętnie bym poczytał, żeby się nauczyć, jak pisać recenzje tak jak Brytole, niestety obawiam się, że jeżeli będzie to równie niestrawne i przeintelektualizowane co wpis na blogu, mogę dostać zatwardzenia.

15 Komentarzy

  1. Lubię to!

  2. kwiatosz · · Odpowiedz

    „planszówkowicze są często z góry określani jako nerdy, dziwacy, mądrale albo nudziarze”
    Jakiś dowód na to? Bo skoro wcześniej atakujesz wszystko przez brak dowodów, to nie napisałabyś czegoś takiego tylko na podstawie własnego odczucia, hmm?

  3. Dowodem na to są moje rozmowy z ludźmi spoza światka planszówkowego albo rozmowy przy nich o grach. Zwykle w takiej sytuacji nie patrzą się na mnie z zaciekawieniem i entuzjazmem, nawet jeśli ja jestem entuzjastyczna. Ich mina wyraża nieraz: „Hej, to Ty bujasz się z tymi dziwnymi typami, co jeżdżą na konwenty, nie myją się przez kilka dni i czytają tylko fantastykę?”. Spotykam się też z podejściem: „Nie ogarniam tego, to nie dla mnie”. Niestety tak to wygląda dla nieobeznanego z tematem człowieka, który chcąc, nie chcąc, ulega stereotypom. W temacie: http://www.gry-planszowe.pl/forum/viewtopic.php?f=3&t=21883 bardzo fajnie widać, jak ludzie do tego podchodzą (mam na myśli komentarze, które ukazały się pod przywołanym artykułem, a które tu komentują forumowicze). „Fajnie” to może złe słowo. Raczej przerażająco. Powiem więcej – ja sama jakiś czas temu też podchodziłam do gier planszowych, jak do czegoś bardzo hermetycznego, w czym nie wiadomo, czy się odnajdę (o czym napisałam na stronie „O nas”). Ale przekonałam się, że nie można traktować graczy gier planszowych jak zamkniętej subkultury. To po prostu ludzie, którzy grają w gry i nie ma o co robić wielkiego „halo”. Owszem znajdą się też w takim towarzystwie (jak i wszędzie) mentorzy-samozwańcy i na to się nie godzę. Nie przekonamy nikogo do planszówek, jeśli będziemy się wypowiadać o nich w sposób taki, jak oczekuje tego Adam Kwapiński i dziwne zjawisko kliniczne – Emil Strzeszewski. Uciekłabym, gdyby to oni mieli mnie przekonywać, że gry planszowe są świetnym sposobem na spędzenie czasu nie przed telewizorem. A jeśli chodzi o fragment, gdzie żądam przykładów – trochę się czepiam i tak naprawdę nabijam, bo nie uważam, że każdy mój osąd musi mieć pod spodem wypunktowaną niezliczoną ilość argumentów i nawiązań. Generalnie chodzi o to, aby było więcej luzu, a nie nadęcia. Nie dajmy się zwariować. 🙂

    1. kwiatosz · · Odpowiedz

      Ja tu nieco prowokacyjnie domagam się dowodów, a Ty dostarczasz – podziwiam zapał w szukaniu i dzięki za odpowiedź 🙂

      Natomiast co do fantastów – to fakt, że stereotyp niemycia się kilka dni obowiązuje – sam traktuję stereotypowego fantastę jako niedomytego metala leżącego pokotem (sam na konwenty jeżdżę i jak jeszcze dawałem radę spać na korytarzach to też tak funkcjonowałem 😉 ) – ale właśnie – to bardziej dotyczy fantastów, natomiast gry planszowe, dzięki wszelakim rodzinnym inicjatywom grania (w Gdyni czy innej Warszawie), mam wrażenie aż takiej złej prasy nie mają, zdecydowanie stykam się z pozytywniejszym odbiorem planszówek niż fandomu przez ludzi z zewnątrz.

  4. Shubgami – Twój artykuł jest dość specyficzny. Na dodatek udało Ci się toczyć rozmowę ze sobą pisząc akapit o tym, że rzekomo uważam suche streszczenie zasad za coś dobrego. Przeczytaj jeszcze raz artykuł, do którego próbujesz się odnieść.

    Podobnie sprawa z postmodernizmem – nie przeinaczaj słów. Nigdzie nie napisałem, że mam coś przeciwko postmodernizmowi i zabiegom literackim, jakie pojawiają się w tym nurcie. Wręcz pisałem wyraźnie, że go lubię i cenię. Ale są ludzie, którym się wydaje, że tym pojęciem można tłumaczyć własne błędy albo zwyczajnie nie potrafią go zastosować.

    Nie mam pojęcia w czym widzisz nadęcie. W wymaganiu poprawności? Nie wiem jak to się dzieje, że krytyce poddaje się kogoś kto zwraca uwagę na błędy a nie kogoś kto je popełnia. Ja oczekuję wypowiadania się poprawnego i merytorycznego. Jak coś się robi to fajnie by było to robić dobrze – i tutaj nie ma znaczenia czy to praca czy hobby. A nawet jeśli ktoś popełnia błędy (co jest rzeczą ludzką) to przyjmowanie krytyki i chęć zmian jest tym co cechuje rozsądnych. Tak mniej więcej zachowuje się Mateusz z BT i wielu innych, którzy przeczytali mój artykuł, a zajmują się recenzowaniem gier. Ty natomiast mówisz: robię błędy i będę je robić, bo to mój blog i tak mi się podoba. Jak sama uznam, że coś robię nie tak to to zmienię.” Dla mnie to strasznie dziwne podejście – dokładnie takie jakie określiłem w artykule mianem współczesnego pojmowania „asertywności”.

    Dodatkowo popełniasz dokładnie ten sam błąd, o który wielu i Ty sama oskarżasz Emila. Oceniasz nieznając sprawy, nazywasz ludzi mędrkami itd. Oczywiście robisz to znacznie kulturalniej niż Emil i chwała Ci za to, ale nadal mocno na wyrost (skąd wiesz co zrobiłem dla popularyzacji planszówek np.?). Artykuł, który napisałem nie miał spowodować „wykluczenia” itp. Zwróciłem uwagę na błędy, których można uniknąć.

    Jedyne z czym mogę się zgodzić w tym artyule jeśli chodzi o uwagi pod moim adresem to sprawa Wookiego. Uważam, że nic złego nie jest w pisaniu o takich rzeczach publicznie ale szanuję pojawiające się zdania różnych ludzi na ten temat co pewnie spowoduje pewną zmianę nastawienia. A przynajmniej refleksje nad jak to ktoś określił publicznym „praniem brudów”.

    A na koniec – bardzo dziwi mnie, że ten artykuł pojawił się na tym blogu (chyba, że to zabieg promocyjny). Przeczytałem kilka Waszych recenzji i w wielu miejscach spełniają one postualty, o których mówiłem.

  5. Kwiatosz – Zgadzam się z tym, że sytuacja nieco się poprawia, aczkolwiek są jeszcze osoby, które do jednego wora wrzucają pasjonatów literatury fantastycznej, komiksów, gier planszowych i RPGów, określając wszystkich stereotypowo nerdami i nie rozumiejąc, że zainteresowanie jednym, nie oznacza zainteresowania drugim i żaden z tych pasjonatów nie musi być niemyjącym się świrem tylko dlatego, że coś lubi.

    Adam Kwapiński – „Na dodatek udało Ci się toczyć rozmowę ze sobą pisząc akapit o tym, że rzekomo uważam suche streszczenie zasad za coś dobrego” – nie widzę u siebie takiego fragmentu. Napisałam, że uważasz, iż streszczenie zasad gry musi być suche, a ja się z tym po prostu nie zgadzam.

    Mój fragment: „>>Albo wszystko, albo nic<< – albo będzie idealnie (zrecenzujesz grę po kilkudziesięciu partiach; jeżeli już masz zamiar więcej pisać o samym wydaniu, nie pominiesz dokładnej nazwy tworzywa, z którego zostało coś wykonane, także zwracając uwagę na grubość kartonu; tekst będzie barwny, dowcipny, elokwentny i broń Boże nie będzie nosił znamion postmodernizmu, który przez to, że fragmentaryczny staje się równocześnie nie do przyjęcia), albo właściwie nie powinieneś pisać." – to hiperbolizacja. Pozwoliłam sobie trochę zakpić.

    „Ty natomiast mówisz: robię błędy i będę je robić, bo to mój blog i tak mi się podoba. Jak sama uznam, że coś robię nie tak to to zmienię.” Dla mnie to strasznie dziwne podejście – dokładnie takie jakie określiłem w artykule mianem współczesnego pojmowania >>asertywności<<" – o przepraszam, ja nigdzie nie mówię, że robię błędy. To, że nie zmienię formy swoich recenzji wcale nie oznacza, że robię komuś na złość, bo są one źle napisane. Jestem zadowolona z tego, co robię.

    "Oceniasz nieznając sprawy, nazywasz ludzi mędrkami itd. Oczywiście robisz to znacznie kulturalniej niż Emil i chwała Ci za to, ale nadal mocno na wyrost (skąd wiesz co zrobiłem dla popularyzacji planszówek np.?)" – sorki bardzo, ale nie muszę znać Emila, wystarczy, że przeczytam jego parę tekstów i widzę, że to mędrek, który ma o sobie wielkie mniemanie. Te jego peany na cześć samego siebie. Zwykle jak człowiek coś publikuje, pisze, robi coś fajnego to nie musi się tym chwalić na każdym roku. On ma zakładkę na blogu z wypisanymi publikacjami, a na koniec dodaje, że to tylko najważniejsze, bo na resztę by mu miejsca brakło. Jak to czytam, to moja dusza płacze. A poza tym w tym kontekście to w ogóle nie ma znaczenia, co zrobiłeś dla popularyzacji planszówek. Chodzi o to, że Twoje postulaty i wizja rynku recenzenckiego gier planszowych nie pokrywa się z moją. Poza tym, wielkie rzeczy – nazywam ludzi mędrkami. A Ty razem z Emilem narzekacie na prawie wszystkich recenzentów i deprecjonujecie ich zapał. To chyba trochę gorsza przewina, co?

    Tekst się pojawił, bo nie zgadzam się z tym co piszecie, Ty i Emil. Po prostu. Nie szukam w nim usprawiedliwienia dla swoich tekstów, bo gdybym uważała, że są tragiczne, nie wypuściłabym ich na światło dzienne. Jako recenzent-amator nie godzę się na źle pojętą profesjonalizację i elitarność tej rozrywki.

  6. Widzę nadęcie:
    1) w języku, jakim się posługujecie; przepraszam, ale nie mogę sobie odmówić podania przykładu, a będzie to dialog pomiędzy Emilem Strzeszewskim, a Tobą: E.S: „Trafiłeś z tą erystyką bezbłędnie. Niestety jest to skaza każdego człowieka po studiach filozoficznych, a ja takowe właśnie mam wykształcenie. To jest kwestia prawdopodobnie różnych kręgów – w tych, w których się obracam (służbowo, ale i momentami jako dziennikarz) taki język jest na porządku dziennym. Ten wpis powstał właśnie, aby nieco go rozjaśnić, bo też nie chodzi mi o drakę, a o profesjonalność na rynku recenzenckim. Zresztą co do użycia takowego języka – nie tylko ja go używałem, wina się rozkłada. Choć po prawdzie nikogo to nie rozgrzesza.” A.K: „Tak znam tę skazę nazbyt dobrze, bo sam nie jestem od niej wolny. Filozofia nauki i metodologia historii skrzywia w podobnym kierunku. Mam nadzieję, że ten wpis zatrze niekorzystne wrażenie i co ważniejsze przywróci dyskusję na tory stricte merytoryczne.” No hit, jakich mało! „Ą, ę. Bułkę przez bibułkę, a gówno przez er zet”. Kreowanie się na elitę intelektualną Bulandy. Super, ale nie moje klimaty.
    2) w budowaniu hermetycznego środowiska, kliki; mimo że piszesz, jakoby Twoim celem było propagowanie planszówek i dotarcie do szerszego grona odbiorców, robisz coś zupełnie odwrotnego. Wymagasz specjalizacji, niedługo recenzje planszówek będą pisane profesjolektem, który nie będzie tłumaczony na język przeciętnego Kowalskiego.

  7. 1. Hiperbolizacja nie jest usprawiedliwianiem przeinaczania.
    2. Nie napisałem w swoim tekście nigdzie, że podoba mi się suche pisanie jakiegokolwiek fragmentu recenzji. Znajdź mi to i pokaż, bo mam wrażenie, że nieuważnie czytasz.
    3. „Popełniam błędy i dobrze mi z tym” – Promujesz taką postawę. Nigdzie nie zwracasz uwagi na, błędy, nie piszesz, że może należało by je poprawiać. Skoro pojawiają się w recenzjach to może ktoś powinen posiedzieć nad nimi dłużej. Samozadowolenia z siebie i własnych tekstów nie będę komentował – ale zapachniało mi kolejny raz cechami, które tak wytykasz u Emila.
    4. Emil się chwali publikacjami Ty zajęciem 40 pozycji w konkursie blog roku czy coś takiego – odrobina samokrytyki i dystansu by się przydała.
    5. Wrzucenie mnie do jednego worka z Emilem jeśli chodzi o ocenę recenzentów świadczy o skrajnie nieuważnym przeczytaniu mojego tekstu. Ja pisałem o błędach nie o ludziach – to jest zasadnicza różnica. Nawet sprawa Wookiego dotyczyła tylko i wyłącznie jednego aspektu jego działalności. Mój tekst był czymś co ma skłonić recenzentów do autorefleksji i bardziej krytycznego podejścia do tego co robią.
    6. Twoje pojęcie profesjonalizacji jest specyficzne i ma się nijak do elitarności tej rozrywki. O tym nikt nie pisał. Nikt nie postulował pisania recenzji gier w formie mało przystępnej czy pseudonaukowej. Tylko poprawnej pod różnymi względami. Emil nawet podał przykład „Brytola”, który ma raczej luźny styl. Grunt, żeby styl nieprzesłonił treści. Nawet najbardziej genialnie opowiedziana recenzja, która roi się od błędów merytorycznych jest czymś kiepskim.
    7. Co do języka… Co jest złego ze skojarzeniem sposobu pisania z jakimś autorem czy książką? To nie był język, który był przesycony zbędnymi pojęciami pseudonaukowymi – one miały tam konkretny cel informacyjny. Dodatkowo był to komentarz dostosowany do odbiorcy. W artykule nie używałem takich pojęć (zresztą niewytykaj rzeczy, które sama robisz patrz hiperbolizacja czy deprecjonowanie – to nie są słowa z języka potocznego).
    8. I na koniec. Ja nigdzie, ani przez moment nie napisałem, że coś ma być sztywne, nudne, naukowe, specjalistyczne itd. Wręcz przeciwnie. Pisałem, że ma być poprawne. Dobrze napisane, pozbawione merytorycznych błędów, robione solidnie i rzetelnie. Styl, przyjęta forma itp. to zupełnie inna sprawa. Nie myl tych rzeczy. Usilnie próbujesz mnie wykreować na osobę, która chce mówić pseudonaukowym językiem do Kowalskiego. A tak nie jest. Ja po prostu nie pozostaję bezkrytyczny wobec tego środowiska starając się wpływać na jego poprawę. Nie wiem w jaki sposób czyjeś recenzje mają stracić „luz” jeśli zostanął napisane lepiej pod względem merytorycznym i stylistycznym.
    9. I ostatnie – z jednej strony piszesz, że opis instrukcji jest potrzebny, niezgadzasz się ze mną, że w mojej opinii ta część zbytnio dominuje w wielu recenzjach niepozostawiając miejsca na ocenę. Jednocześnie w Waszych recenzjach nie ma jakiegoś rozbudowanego streszczenia zasad. Brak mi trochę konsekwencji…

  8. 1. Nie przeinaczam, a podkreślam, celowo wyolbrzymiam, przesadnie przedstawiam jakieś zjawisko, żeby oddać jego istotę.
    2. Już nie wiem, jak mam Ci to tłumaczyć. Przecież piszę po polskiemu: wiem, że nie napisałeś, że podoba ci się suche przytaczanie zasad. Ale zakładasz, że opisywanie reguł gry w recenzji jest suche. A ja uważam, że nie, nie musi być suche. Mam nadzieję, że tę kwestię już sobie wyjaśniliśmy, bo nie dam rady tego prościej opisać.
    3. Samozadowolenie a bycie zadufanym chwalipiętą to dwie różne sprawy.
    4. No ręce mi opadły. To może w ogóle posiadanie Facebooka i branie udziału w konkursach to brak samokrytyki? Chciałam zauważyć, że on wszędzie mówi o swoich fantastycznych dokonaniach, tekstach, zawodach, jakie to nie uprawiał. No gość jednym słowem jest zblazowany i uważa się za wyrocznię, i człowieka-orkiestrę. „Posiadam talent, umiem przekuć coś tam na pieniądze”. Proszę Cię. Mam wrażenie, że bronisz go tylko dlatego, że Ci przyklasnął.
    5. Tak, nie napisałeś o ludziach (oprócz Wookiego), ale ogółem rynkowi recenzenckiemu i ludziom, którzy go tworzą zarzuciłeś sporo niefajnych rzeczy, przy tym dodajmy – nie związanych w 100% tylko z tym rynkiem, stąd moje stwierdzenie, że dobrze, powinno być rzetelnie, ale to banały, które nic nie wnoszą.
    6 i 7. To w jaki sposób piszecie, sugeruje też, jak chcielibyście, aby coś było napisane. Przeczytałam dzisiaj recenzję Emila. Nie określiłabym jej mianem lekkiej i zabawnej. „Co jest złego ze skojarzeniem sposobu pisania z jakimś autorem czy książką?” – nie rozumiem do czego to zdanie się odnosi. Naprawdę uważasz, że użycie słów „hiperbolizacja” i „deprecjonowanie” jest równe przytoczonemu przeze mnie przykładowi waszej rozmowy?Trochę mi z tego powodu smutno, bo nie chciałabym, aby ktokolwiek odebrał to jako uprawianie bufonady.
    8. Recenzje nie muszą stracić. Zrozum, nawet jeśli to co piszesz ma rację bytu (np. postulat o przygotowaniu recenzenta) to jest to a) banałem b) osiąga u Ciebie jakiś skrajny poziom, traktowania wszystkiego super serio. „Jeśli się zajmujesz recenzjami gier, powinieneś to robić na najwyższym poziomie, korzystając najlepiej z każdej możliwej chwili, aby ulepszyć swój tekst” – takie coś wyziera z Twoich postulatów. A dla mnie to po prostu recenzja – staram się ją napisać jak najlepiej (wiadomo), ale jeśli inni tego nie robią, to co z tego? Słabi i tak zginą w morzu blogów.
    9. Może jakbyś podał przykłady (cytaty) z tych słabych blogów, to łatwiej byłoby się porozumieć co do kwestii „czy to streszczenie zasad to już przesada, czy może jest jeszcze do przyjęcia?”. Poza tym z tego co napisałeś wynika, że miałabym prawo się z Tobą nie zgodzić tylko wtedy, jeśli reprezentowałabym te rzeczone przez Ciebie miałkie recenzje.

  9. bregalad · · Odpowiedz

    Mam taką propozycję. Olejmy wszyscy Fabrykę Gier Historycznych i Adama Kwapińskiego. Niech sobie żyje własnym życiem.

  10. Adamie,
    mam wrażenie, że to ty nieuważnie czytasz. I dlatego bezsensownie domagasz się cytatów, bo „tak nie napisałeś”. Wydaje mi się, że dalszej dyskusji w tym tonie nie powinniśmy ciągnąć, bo za chwilę zabrnie ona donikąd.
    Co do tego, że potrzebne są solidne, rzetelne, słowem: dobre recenzje się zgadzamy. Co do ich formy, już nie. Bo dla mnie wartość mają nawet opinie ludzi, którym ufam: że gra jest fajna, albo niefajna, niekoniecznie jakoś mega mocno uargumentowana. Cenię recenzje krótkie i konkretne, ponieważ kiedy mam ochotę sobie poczytać, to sięgam na półkę z książkami albo po Kindla. Recenzja ma dla mnie wartość przede wszystkim użytkową. Czy to znaczy, że czytam te złe?
    Głęboko wierzę, że to rynek zweryfikuje, które recenzje będą szerzej czytane, a które nie. Wszelkie tendencje w recenzjach i ich formy niechże sobie żyją swoim życiem i niech je czyta kto ma na to ochotę. A kto nie ma, niech czyta co innego.

  11. Zgadzam się z tym, że powoli czas kończyć dyskusję. Tym bardziej, że ostatni wpis Shubgami jest znacznie spokojniejszy i mniej złośliwy niż poprzednie. Więc krótko i też bez zbędnych złośliwości:

    2. Fakt tutaj nijak nie mogłem pojąć o co chodziło. Ale odpowiadając: wcale tak nie uważam – tzn., że musi być suche. Po prostu taką formę przyjmuje zazwyczaj. Każda ciekawsza mnie cieszy w tym wypadku.
    3. Pewnie tak ale to rzeczy leżące blisko siebie i często mylnie odbierane – szczególnie za pośrednictwem takiego medium jak net.
    4. To co mnie lekko irytuje u Ciebie to ocenianie ludzi, a nie czynów. Emila nie bronię – sam krytycznie oceniłem jego sposób wypowiedzi i to wielokrotnie. Dużo bardziej pasował mi tekst Błażeja z gry bez prądu mimo, że mieliśmy dużo bardziej rozbieżne opinie niż moja i Emila. Natomiast jestem daleki od nazywania go zblazowanym itd. Nie wiem – nie znam człowieka póki co. Tak samo jak nie znam Ciebie i Gnoma. Więc staram się oceniać tylko konkretne działanie.
    5. Niby banały – to prawda. Ale patrząc na różne opinie recenzentów (również tych, którzy się w większości nie zgadzali ze mną) myślę, że to było potrzebne. Może poza fragmentem o Wookim (mogłem opisać sytuację nie osobę).
    6,7. W nawiązaniu chodziło o Erystykę… Schopenhauera – do tego się odnosiłem w poprzednim komentarzu. Hyperbolizacja i deprecjonowanie to dla mnie zbliżona liga;p
    I raz jeszcze podkreślam – to nie jest, że chcę aby ludzie pisali jak ja. Szczególnie, że wszystko zależy od formy. Mi zależało głównie na tym żeby było poprawnie i ciekawie (czyli właśnie zróżnicowanie).
    8. Skrajny poziom jak to napisałaś jest dokładnie tym czym u Ciebie punkt pierwszy. Przejaskrawieniem. Przyjęciem formy i nic ponad to. I nie chodzi o to żeby ktoś ginął tylko żeby wielu, którzy mają potencjał poprawiało jakieś błędy. Ja napisałem o tych, które mnie rażą. I wierz mi wystarczy, że każdy przyjmie te, z którymi się zgadza.
    9. Miałkość recenzji i streszczanie zasad to dwie różne rzeczy. Jak pisałem po prostu czasem dominują w tekście. Nie będę przytaczał tutaj przykładów, bo zaraz sobie ludzie wezmą to do siebie, a ta dyskusja wróciła obecnie na rozsądne tory i nie chciałbym kolejnego bicia piany.

    Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że Wasze recki są naprawdę na fajnym poziomie. Co prawda póki co ciężko mi szerzej ocenić merytorykę, bo macie u siebie teksty o grach krótkich i stosunkowo prostych albo takich, w które zbyt wiele nie grałem (lub wcale). Ale to co prezentujecie to ciekawa formuła – mieliście na to jakiś pomysł. Ciekaw jestem jak to się Wam rozwinie.

    Czas kończyć dyskusję na tym blogu (przynajmniej z mojej strony) jeśli chodzi o rozpoczęty temat. Dołożyliście cegiełkę do tematu i fajnie. Moim zdaniem jedynie trochę zbyt emocjonalną momentami i złośliwą. Niby nie przekroczyliście pewnej granicy (Emil niewątpliwie to zrobił) ale dolaliście oliwy do mocno płonącego ognia. Ja jestem zwolennikiem sposobu dyskutowania jaki udało nam się na samym początku uskuteczniać z Błażejem. Niby też z zupełnie innymi wizjami ale bez ostrości tego co zdarzyło się tutaj. Mamy różne wizje (chociaż wbrew pozorom są tam punkty wspólne i to nie jeden jakbyśmy się skupili na samej treści) i spoko. Grunt żeby nie dać się ponieść emocjom. Ja wbrew pozorom bardzo mocno oddzielam osobiste zdanie o różnych osobach (staram się je ograniczać do tych, których choć trochę poznałem i to bezpośrednio, a nie przez sieć) od różnic w postrzeganiu jakiegokolwiek wycinku świata.

    Emocje opadły – zobaczymy co pozostanie.

    Ps. Bregalad – nie będę Ci bronił takiej opinii ani postawy. To Twój wybór. FGH to wydawnictwo, które ma się bronić grami i tylko tym. Mogę jedynie mieć nadzieję, że jeżeli taką postawę będziesz prezentował to kiedy w przyszłości odmówisz partyjki, w jedną z naszych gier (wydanych lub przyszłych) jakiś kumpel postuka się w czoło i powie: człowieku olej poglądy tego gościa i choć zagrać, bo to fajny tytuł.

    1. Mała uwaga co do „Dużo bardziej pasował mi tekst Błażeja z gry bez prądu mimo, że mieliśmy dużo bardziej rozbieżne opinie niż moja i Emila.” Nasz serwis nazywa się „grybezprądu.pl”, a nie „gry bez prądu”.

  12. Adamie, odniosę się do kilku wątków, ale na początek przyznam rację w tym względzie, że tak, emocje opadły. Zresztą celem dyskusji nie jest usilne przekonanie kogoś do swojej opinii, tylko wymiana poglądów, popartych argumentami – to się nam chyba udało (przynajmniej w kilku kwestiach).

    Nie przeczę, że nie brak złośliwości w moim tekście i wypowiedziach, zwłaszcza, że ogólnie złośliwość mnie bawi. Taki mam styl, że lubię wbić szpileczkę. Jeśli chodzi o brak oceny czynów, to niekoniecznie się z tym zgodzę. Owszem, nie znam Emila, ale przeczytałam parę wpisów na jego blogu, przejrzałam samego bloga, a także profil na Facebooku i jego fanpage na tymże portalu. I na tej podstawie go oceniłam. Jeśli to jest super wrażliwy i miły facet o analitycznym podejściu do świata to mocno się z tym kryje.

    Niemniej racja – czas uprzątnąć pole bitwy i zająć się tym, co nas sprowokowało – grami planszowymi. Albo chociaż na jeden dzień w ogóle od tematu odpocząć.

  13. Shubgami, dziękuję za ten post. Mam nadzieję, że rzeczywiście nie będziesz nic zmieniać w swoich recenzjach, bo są bardzo pomocne i zawsze dobrze napisane. Chociaż szczerze mówiąc nie za bardzo rozumiem, dlaczego ktoś, kto nie jest „specjalistą”, nie może się wypowiadać na temat gry, która mu się podoba lub nie. Czy ktoś to będzie czytał – jego sprawa. Ale na szczęście Polska to wolny kraj (jak ktoś, kto pochodzi z kraju mocno niedemokratycznego doceniam to bardzo), i każdy może swoją opinię wyrazić. Jak tak pójdzie to niedługo nie wolno będzie pisać recenzji na temat książek, bo się nie skończyło filologię 😉

Dodaj odpowiedź do Adam Kwapiński Anuluj pisanie odpowiedzi