Pół żartem, pół serio: Se7en, czyli siedem grzechów głównych gracza

2John Doe wyrusza śladem planszówkowych grzeszników. Namierza ich i… celnie strzela.

Grzech pierwszy: Pycha

Bycie najlepszym to żaden grzech. Wszak każdy z nas chciałby pławić się w blasku swoich sukcesów (czyt. wygranych pojedynków). Lecz bycie najlepszym pyszałkiem to przywara odrażająca i dyskwalifikująca na starcie w walce o tytuł Dobrego Gracza. Pycha nie pozwala znieść godnie porażki, a i często uszczupla pole widzenia takiego osobnika do czubka własnego nosa. Niezauważanie współgraczy nie przeszkadza mu bynajmniej uciąć sobie z nimi pogawędki, w której pochwali się, że jest najlepszy w ten i kilkadziesiąt innych tytułów. Brak docenienia przeciwnika to bodaj jego największa i niewybaczalna przewina. Pyszny gracz to po prostu bubek do kwadratu, który wszystko wie najlepiej.

Grzech drugi: Chciwość

Trzydzieści nierozpakowanych gier piętrzy się na półkach. W tle słychać tylko: klik, kilk. Ze wzrokiem psychopaty przegląda kolejne oferty i newsy z planszówkowego światka. Skrupulatnie powiększa swoją wishlist o nowości i z uporem maniaka maltretuje innych graczy na forum, chcąc odkupić od nich kolejne pozycje. Nikt nie jest w stanie go powstrzymać, a pieniądze nie grają roli. Chciwy gracz zna wszystkich okolicznych kurierów i listonoszy, a jego domownicy drżą przed każdym dzwonkiem do drzwi, który zwiastuje pozbycie się przez nich osobistych rzeczy na korzyść kartonowych pudeł. Czasem, grubo przed pierwszym dniem następnego miesiąca, wkładając ostatni sucharek do ust, ocknie się z tego planszówkowego ciągu. Zdrowy rozsądek znika jednak wraz z kolejną wypłatą.

Grzech trzeci: Nieczystość

Nieczystość to najcięższy grzech popełniany przez gracza. Grzech, który winien właściwie kończyć jego planszówkową karierę, a na pewno branie udziału we wszelakich turniejach. Nieczysty gracz nie ma problemów z higieną (ten problem medyczny dotyczy jedynie niektórych gatunków typu nadrzędnego zwanego Nerdem), ale pseudonim „Lepkie paluszki” doskonale oddaje jego charakter i podsumowuje wstydliwą działalność. Czasem niby przez przypadek przesunie swój pionek o kilka pól do przodu albo niezauważenie podmieni jakąś kartę, która zadecyduje o jego wygranej. Jest przebiegły i odpychający – nieczyste zagrania to jego chleb powszedni. Kiedy ktoś wykryje jego niecne działania, stanowczo zaprzecza, a nawet ma tendencje do obrażania się i ostentacyjnego wykrzykiwania, że w takim razie powtórzy swój ruch. Nie dajcie mu się zwieść. Nieczysty gracz myśli wtedy, że wasza czujność została uśpiona.

Grzech czwarty: Zazdrość

Zazdrość to główna cecha Pana „Źle-Znoszę-Porażki”. Ta zielona żmija wbija swe kły raz a porządnie i bardzo trudno pozbyć się jej jadu. Kiedy zazdrość otumani gracza, można stwierdzić, że jest on już stracony i żadne dobre słowo – szczególnie z ust zwycięzcy – mu nie pomoże, a wręcz jeszcze bardziej go rozjuszy. Zazdrosny gracz nie potrafi godnie przegrywać i jest żałośnie zawzięty – zdarza się np., że odtrąca na zawsze jakiś tytuł, który jest jego piętą Achillesową. Może też zdarzyć się, że zazdrość przybierze dziwne i niebezpieczne formy, objawiając się na przykład chorą obsesją zakupów gier planszowych, tylko dlatego, że ktoś inny nabył właśnie nowy tytuł. Zazdrosny gracz po prostu nie potrafi być gorszy pod jakimkolwiek względem.

Grzech piąty: Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu

„Lepkie paluszki” będą tu miały bardziej dosłowne znaczenie niż w przypadku nieczystych zagrań. Gracz obżartuch i łajza w jednym po prostu brudzi wszystko, co znajduje się w zasięgu jego tłustych łap. Nieważne, czy to wasza nowa karcianka od FFG, czy kolekcjonerskie LCG. On właśnie ma ochotę na chrupki lub solone orzeszki, po których mlaskając, oblizuje paluchy. Ciamka, chrumka i prycha okruszkami na waszą ukochaną planszę, którą z namaszczeniem rozkładacie i kładziecie na wcześniej zdezynfekowanym stole. Ten prosiak folguje sobie nie tylko z jedzeniem, ale i z wszystkimi słodkimi, zostawiającymi plamy napojami. Nie zdziwcie się, gdy z przepraszającym wyrazem twarzy zaleje wam wszystkie kartoniki z Carcassonne, po czym otworzy kolejną paczkę chipsów.

Grzech szósty: Gniew

Zagniewany gracz nie tylko sam jest ciągle wkurzony, ale i denerwuje wszystkich dookoła. Co chwilę coś mu nie pasuje. A to gra nie 1taka, a to słońce go razi, a to rozgrywka się dłuży. Jest upierdliwy i irytujący. Zachowuje się tak, jakby nigdy nie czerpał radości z grania. Jego agresja często spowodowana jest tym samym, co zawiść zazdrosnego gracza – przegraną i ogólnymi niepowodzeniami w grze. Zagniewany gracz różni się jednak tym od zazdrosnego, że bez wahania rozwali planszę ze wszystkimi pionkami, podczas gdy ten ostatni będzie cicho knuł i próbował zaszkodzić wam jakąś intrygą. Zagniewany gracz często próbuje też wzbudzić w innych poczucie winy i zagrożenia, a nierzadko chora nienawiść ładuje go dziką energią (por. z Wampir energetyczny).

Grzech siódmy: Lenistwo

Chciałby w coś zagrać, ale nie chce wstać mu się po pudełko z grą albo przygotować planszy do rozgrywki. Kupiłby sobie nową grę, ale nie chce mu się przebrnąć przez instrukcję. Zagrałby ze znajomymi w nowy tytuł, ale nie chce mu się tłumaczyć im zasad. Gracz Leń Śmierdzący nie tylko cierpi na niechcoizm, ale także jest wstrętnym manipulatorem. Wykorzystuje wszystkich dokoła, aby to oni zrobili coś za niego – np. dziwnym trafem nagle znajduje siły, aby podsunąć wam instrukcję do przeczytania. Mimo że przed chwilą nie chciało mu się nawet wyciągnąć kart z pudełka. Czasem lenistwo takiego gracza przybiera bardzo paskudną formę – potrafi on zrezygnować z gry w trakcie rozgrywki, ponieważ go znudziła. Jest to bardzo nieprzyjemne zagranie, ale on przecież jest tak zmęczony, że nie ma siły się tym nawet przejmować.

John Doe nie wybacza.

3 Komentarze

  1. Veridiana · · Odpowiedz

    Urocze w życiu, także planszomaniaka, jest to, że wszysxy mamy te same doświadczenia 🙂 Gracz zagniewany – tutaj bym dodała – to także taki, którego niesamowicie mierzi losowość, nawet jak jej w grze… nie ma 😉 Charakterystyczny okrzyk po wyciągnięciu żetonu z woreczka, dobraniu karty, czy rzucie kośćmi to „No nie, to przecież bez sensu!”

  2. O racja, ale może dlatego podświadomie o tym nie napisałam, bo zdarza mi się samej podnosić takie larum. 😀

  3. grzemek · · Odpowiedz

    Ostatnio grałem z żoną w zombicide i przeprosiła się z koścmi które jej wyjatkowo dawały dobre rzuty:) i nie było już bezsensownego „nie ma sensu rzucać i tak nic mi nie wypadnie bo to taka gra lewa” 😉

Dodaj komentarz